Jak łatwo się domyślić, dziś na obiad były u nas pierogi. Gdy zażeraliśmy się farszem z miski, padło filozoficzne pytanie: na cholerę marnować czas lepiąc pierogi, skoro w tym daniu chodzi głównie, jeśli nie tylko, o pyszny farsz? Chwila zadumy, bo fajniej jest myśleć o pierdołach, niż o przyziemnych cierpieniach żywota.
Po zagorzałej dyskusji na temat sensu lepienia pierogów, koncepcji właściwej odpowiedzi pojawiło się kilka: od sposobu na domowe ciemiężenie kobiet, po cel właściwy, czyli chrupiące, wysmażone ciasto pierogowe. Prawdopodobnie nigdy nie poznamy właściwej odpowiedzi, wściekając się i lepiąc dalej te nieszczęsne pierogi: za twarde, za suche, rozgotowane i bezkształtnie brzydkie.
Mądrości możemy szukać u swoich babć, które są mistrzyniami Jedi w dziedzinie lepienia pierogów. Słuchać ich rad i w międzyczasie wyżerać farsz z miski.