Wojny chodnikowe

Jestem łowcą. Poluję na kierowców aut, które są tak zaparkowane, że podczas spaceru, nie mogę swobodnie przejechać wózkiem po chodniku. Opierdolenie bezczelnego kierowcy, to jest mój (i Twój) społeczny obowiązek. Trwa wojna, chodnikowa wojna!



Mój schemat działania jest zawsze taki sam: podjeżdżam z wózkiem do sympatycznego kierowcy, który właśnie wsiada do źle zaparkowanego auta lub zaglądam przez okno czy ktoś w środku grzeje tyłek. I pytam uprzejmie, czy w jego opinii to jest dobrze zaparkowane auto i czy w swej łaskawości pokaże mi którędy mam przejechać z dzieckiem, ulicą czy po trawie? Zazwyczaj słyszę to samo: "że ja na chwilę", "że nie ma innego miejsca do zaparkowania". Serio? Takie tłumaczenie obchodzi mnie tak bardzo, jak zbieranie naklejek Klubu Świeżaków.  Więc jeśli nie masz właśnie zawału lub Twoja żona nie zaczęła rodzić, to masz obowiązek zostawić przejazd dla pieszych. Wózek z dzieckiem jest pojazdem uprzywilejowanym i kropka! Bez dyskusji.