Plany, marzenia, chęci... i co dalej?


Już mnie męczą blogi rysowników, gdzie każdy obraz/mem dotyczy marudzenia i narzekania. Albo jak się nie ma ambitnego tekstu to wystarczy proste "po chuj" i już jest tak polsko, tak swojsko. To się sprzedaje, taki naród, ale ja wolę wzorować się na Pawlikowskiej, która daje motywację i znajduje radość w najprostszych rzeczach. Uczę się tego, umacniam w sobie takie podejście. Jest jednak pewna część mnie, na którą wiecznie narzekam i póki co, nie widać poprawy.

blog z rysunkami





Cholerne plany! Jakieś marzenia powtarzane od X lat, które zatrzymały się na etapie "chciałabym". Postawione sobie cele, które z czasem się zacierają, robią niewyraźne i dają o sobie znać co jakiś czas. A mi zostaje tylko użalanie się nad sobą. W ręce dzierżę drugiego tego wieczoru drinka, nagle rozklejam się, że mogłoby być tak pięknie, bo przecież "mam świetny plan". Ale nie spróbuję. Bo się boję, bo to bez sensu, bo ten pomysł jest głupi, bo nie wiem jak mam to zrealizować... Tego w sobie nienawidzę. Bajdurzenia o "mogłoby", zamiast opowiadania, że faktycznie jest fantastycznie, że ruszyłam dupę i zrealizowałam to, co od wieków przechowywałam w skrytce z napisem "Strefa Marzeń".
Niestety. Póki co, czuję niedosyt, mroczne uczucie niespełnienia, które co jakiś czas szepcze do ucha "spróbuj, Ty też byś mogła". Podziwiam ludzi, którzy realizują swoje pasje, którzy na co dzień zajmują się tym, co kochają. Nie chcę w wieku 50 lat obudzić się z myślą, że znowu wstaję do pracy, której nienawidzę, robię tam rzeczy, którymi gardzę i spotykam ludzi, którzy wysysają ze mnie dobrą energię. 

Ok, mam swojego bloga i póki co, to jest moje największe osiągnięcie. Zabawa przemieniła się w systematyczne rysunki, które przeszły metamorfozę, jeśli chodzi o jakość kreski. I  wszystko jak Zośka-Samośka! :) Sama się nauczyłam obsługi programów, obróbki, technik rysunku. Uprawiając autołechtanie ego, jest to dokonanie w kategoriach rozwoju. Jednak nadal mi mało! I właśnie o te pragnienie "więcej i lepiej" się rozchodzi. Wszelkie nadzieje pokładam we własnym biznesie, w czymś, co będzie mi spędzać sen z powiek, zajmować noce i weekendy, ale mimo wszystko, da mi cholerną satysfakcję. Jeśli nie spróbuję, umrę z pragnienia samorealizacji. Powolne katusze z ołówkiem w ręku. I znajdą mnie kiedyś, jako starą kobiecinę bełkoczącą do siebie "a mogłam spróbować... mogłam tak wiele..". 

Samorealizacja - to jest cel. Czas na realizację.